środa, 20 lutego 2008

Może mała, a może wielka...

Może mała, może duża, ale dla mnie to KATASTROFA.

Nie pisałam, bo musiałam ochłonąć.

Gdy ponad tydzień temu zbliżałam się do końca robienia serwety, przyszła znajoma i bardzo namawiała mnie, abym pokazała tę robótkę, o której jej mówiłam.
Chcąc pokazać jej serwetę rozłożoną częściowo, poprosiłam, aby przytrzymała w jednym miejscu i zanim powiedziałam, w którym - struchlałam.
Sporo oczek było poza drutem, ponieważ ona chwyciła nie tam, gdzie powinna!
Lekkie rozciągnięcie spowodowało, że część oczek została zrzucona z drutu i kilka zaczęło "uciekać".

Próba nałożenia na drut zakończyła się tym, że nie wszystkie oczka spruły się.
Część oczek, które "uciekły" nie dały się naprawić ze względu na przeplatane pajęczynki.
Pozostało mi zacisnąć zęby i spruć kilkudniowy przyrost robótki, czyli ok. 10 okrążeń.

W chwili "katastrofy", na drucie było około 1200 oczek.
Serwetę robię z bardzo cienkich nici (Muza) na drutach nr 2.

Poniższe zdjęcie pokazuje fazę serwety na trzy dni przed pruciem.


Prucie spowodowało, że serwetę jednak odłożyłam na krótko i zajęłam się innymi sprawami.
Tylko cel wykonywania serwety sprawia, że nie odstawiłam jej do pudła na długo, długo, jak to bywa z innymi robótkami.
Niebawem do niej powrócę - teraz będę poruszać pewne tematy z dziewiarstwa, które umknęły mi przez zakręcenie serwetkowe, a o których przypominają mi sympatyczne maile.